5…4…3…2…1… ZACZYNAMY!


UWAGA! Poniższy tekst jest dla ludzi o słabych lub przeciętnych nerwach, średniej motywacji, przekładających zadania na jutro, budzących się po 10 kliknięciach funkcji drzemki w telefonie. :) 

Kiedyś byłby i dla mnie... teraz to ja go piszę! 


Zaczynamy za chwilę Nowy Rok, a Nowy Rok to dla ponad 90% populacji czas wdrażania w życie postanowień noworocznych. Pewnie dotyczy to również Ciebie, prawda? :) To w końcu idealny czas, żeby się fest zmotywować i te postanowienia zrealizować. 

Czemu akurat wszyscy sobie upatrują 1 stycznia jako idealny start? Zazwyczaj tylko połowa tych zawziętych dociera z realizacją do kolejnego miesiąca. Bo to wcale nie magia 1 stycznia tak działa… ale to, czy faktycznie coś z wyznaczonymi celami robimy. Więc UWAGA! Święty Mikołaj nie istnieje, a sama magia zmiany cyferek w kalendarzu nie da nam tak ad hoc silnej woli. 

Aż cisną mi się w tym momencie słowa Pana Einsteina: „Szaleństwem jest zachowywać się w ten sam sposób i oczekiwać innego rezultatu”. 
No cóż… jest tak. :) 

Jednakowoż… gdy już ten styczeń za pasem, a postanowienia czekają do zrealizowania… nie odwlekajmy ich na luty, marzec, kwiecień. Trzeba ZACZĄĆ TERAZ. 

Ale… skoro nie wyszło w tamtym roku… wyjdzie teraz? TAK. Więc… 5-4-3-2-1 START!

Aby zrobić sobie dobry grunt pod działanie, ZACZNIJ od REGUŁY 5 SEKUND Mel Robbins. To będzie Twoja katapulta w dalszy ciąg realizacji planów.

"Reguła 5 sekund. Masz wszystko, czego potrzebujesz, aby zmienić swoje życie" Mel Robins wyd. Galaktyka to nie pierwsza i zapewne nie ostatnia książka  rozwoju osobistym, którą przeczytałam. Tak bardzo je lubię i tak bardzo się dzięki nim zmieniłam, że sceptyczne podejście innych do tego rodzaju literatury nigdy mnie nie zniechęci.

Poza tym, ta książka jest inna. Podczas czytania rozłożyłam ją sobie na etapy, aby po każdym rozdziale przetrawić treść, pomyśleć. Bo sama lektura od deski do deski w tym przypadku nie zadziała, a poszłoby z tym bardzo szybko. Myślę, że jeden, max dwa wieczorki i po czytadełku. Należy pamiętać, że to nie jest kolejna obyczajówka. To książka oparta NA FAKTACH! Na historii autorki i setki osób, które wdrożyły tę prostą i jakże skuteczną  zasadę w życie. One dają faktycznie kopniaka i oni - ludzie, którzy zastosowali metodę #5secondrule i przełamywali swoje wewnętrzne bariery. 

Żrodło: www.paczaizm.pl
„(…) to nie wielkie posunięcia zmieniają wszystko - tylko te najmniejsze, w zwykłym, powszednim życiu”. 

Ile więc trzeba czasu, żeby zmienić swoje życie? Nie trzeba czekać do Nowego Roku, do nowego miesiąca, do poniedziałku (szczególnie kobiety wiedzą, o co chodzi ;) )… Jedyne, czego potrzeba to 5 SEKUND. Wiem, przebadałam na sobie. I możesz wierzyć lub nie, ale już po pierwszym wieczorze lektury tej książki wdrożyłam tytułową zasadę w życie i następnego dnia wstałam bez włączania DRZEMKI na budziku. :D A przecież to jedno z najcięższych zadań w ciągu dnia! 



Podczas czytania wrzucałam też zdjęcia niektórych fragmentów książki na swoim stories (ig: @fitwomanpl) i otrzymywałam pytania - czy warto. Tak więc odpowiadam wszem i wobec - WARTO tę książkę przeczytać, mieć na własność, zamazywać zakreślaczami najważniejsze fragmenty, wydzierać hasła motywacyjne i naklejać na tablicę korkową. Warto żyć tak jak chcesz. Tym bardziej TERAZ, gdy już zrobiłeś listę zadań na kolejne miesiące- ZREALIZUJ JE. Zmotywuj się dokonaniami innych, zobacz i uwierz, że WARTO odliczyć od 5 do 1 (nigdy odwrotnie!) i zmienić swoje życie raz na zawsze! Zastosuj się do porad Mel - schudnij, zacznij podróżować, zmień pracę, odezwij się do osoby, która wzbudzi Twoje zainteresowania... zrób cokolwiek zechcesz. Coś, na co być może nie miałeś do tej pory odwagi. 

Od teraz MOTYWACJA LEVEL HARD! :)



"Nasze umysły nie są głupie. Nie da się po prostu nakazać umysłowi "myśl pozytywnie". Musisz go trochę mocniej szturchnąć" - jak? Ja Ci tego nie zdradzę, bo co to byłby za fun wiedzieć wszystko od razu? Tego dowiesz się po lekturze książki. Powodzenia! :)

Czytaj dalej

KETOZA - niebezpieczny stan


Dziś na tapet wpada książka o diecie ketogenicznej, czyli niskowęglowodanowej i wysokotłuszczowej autorstwa Jimmiego Moore’a pt. „Dieta keto pod lupą” (wyd. Galaktyka). Dla mnie idealny czas na lekturę, ponieważ od ok. 2 miesięcy jestem z tą dietą zaprzyjaźniona. 


Czy po lekturze kończę RANDEZ-VOUS z tym sposobem odżywiania? Wręcz przeciwnie. Dodatkowo, będę głosić tę dobrą nowinę szerzej. ;)


Więc co to za bzdury w tytule recenzji? Należy się rozwinięcie - KETOZA - niebezpieczny stan, który prowadzi do bardzo dobrego samopoczucia i utraty nadprogramowych kilogramów.

Smutne, ale prawdziwe jak organizacje zdrowia i media branżowe przedstawiają dietę ketogeniczną. A ostatnimi czasy jest o niej coraz głośniej… a głosy są podzielone. Czyż aby nie chodzi tutaj o pieniądze? Dlaczego lekarze zamiast leczyć ludzi zmianą nawyków żywieniowych wciskają kolejne recepty? Czy KETO nie jest im „na rękę” jako panaceum na wiele chorób, poczynając od otyłości, kończąc na epilepsji? WHY?

Zacznijmy od początku. Książka miała swoją premierę w Polsce 5 listopada 2018 r. Napisał ją człowiek, który sam miał problemy z wagą i dopiero dieta niskowęglowodanowa i wysokotłuszczowa pozwoliła mu osiągnąć sukces. Sukces na polu psychicznym i fizycznym. Prawda, że -80 kg to satysfakcjonujący wynik?

Jeśli interesuje Was jak Jimmy przeszedł swoją drogę, to właśnie o tym traktuje pierwszych kilkanaście stron książki. Dla mnie akurat były najcięższe do przejścia, ponieważ chciałam jak najszybciej dojść DO KONKRETÓW… bo jako „pseudo-wyjadacza” (pseudo, ponieważ jeszcze wiem, że nic nie wiem) ciągnęło do poznania szczegółów, czy dobrze do tej pory działam, czy czegoś aby nie pomijam w swoich wyliczeniach.

Kolejne rozdziały to szczegółowe wytłumaczenie czym jest dieta ketogeniczna, jakie ma właściwości, skąd się wzięła i co najważniejsze - jak się do niej zabrać. Znajdziecie w nich odpowiedzi na wiele pytań, które do tej pory miałam sama i jakie widuję na forach i grupach facebook’owych dotyczących KETO. Jimmy idealnie tłumaczy jak rozpoznać, kiedy powiedzieć węglowodanom STOP, jak w odpowiedni sposób sprawdzić naszą wrażliwość na nie i dlaczego nie można spożywać zbyt dużo białka. Niby wcześniej to wiedziałam, ale pobieżnie. Teraz czuję się ekspertem poznawania sygnałów, które daje mi moje ciało. Ciało ketonowe, zdrowe, silne, stabilne.

Dodatkowy plus za wtrącanie wiarygodnych komentarzy osób zajmujących się dietetyką, wykładających na uczelniach medycznych (ich opisy znajdziecie zaraz po opisie drogi dietetycznej autora) dzięki czemu wiecie, że informacje są rzetelne i możecie im zaufać.

Nie chcę zdradzać wszystkiego, ponieważ musicie sami mieć ten element niepewności w przewracaniu każdej kolejnej kartki tej książki… ale dowody na działanie tego sposobu żywienia i opisy ŻYWYCH przykładów dają do myślenia. Gdybym nie była na KETO na pewno chciałabym po lekturze przynajmniej jej spróbować… żeby poczuć TO na własnym ciele. A, że czuję, to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to wcale nie miejsce zamieszkania, nie zmiana otoczenia, a sposób odżywiania i zaprzyjaźnienie się m.in. z tłuszczami nasyconymi były kluczem do sukcesu.
Podobny obraz

Czytacie i myślicie… mam jechać całymi dniami na maśle i boczku? Jimmy i o tym pomyślał. W książce znajdziecie sporo przepisów, które sprawdzą się także w polskich realiach. Chociaż, nie powiem… nie wiem, czy po wejściu do restauracji potrafiłabym zamówić to co autor. :D

Jedyne co mi teraz pozostało, to życzyć Wam przyjemnej lektury. :)






Książkę znajdziecie w dobrych księgarniach i TUTAJ 



Czytaj dalej

Czy "za darmo" już umarło? Czyli o PLADZE INFLUENCERÓW

Dlaczego piszę? Bo dosłownie „womituję” już tymi wszystkimi wiadomościami, które dostaję na służbową skrzynkę.



O co konkretnie chodzi? O żebractwo i „należy mi się”.

  1. Mam Instagram - daj mi coś

Człowieku, czy Ty myślisz, że jak założysz sobie konto na Instagramie to od razu każda firma nawiąże z Tobą współpracę? Co by było, gdyby każdy rozdawał tylko za darmo? Firmy powinny pracować charytatywnie i wszystko Ci oddawać.


  1. Czy nikt nie widzi, że korzystam z aplikacji i fejkowych reakcji?

Kochany, mam nadzieję, że coraz więcej osób pracujących w firmach, które opierają swoje działania na inflence marketingu będzie świadomie wybierać ludzi do współpracy. Czy uważasz, że działanie w grupie Instagram Polska itp. gdzie sztucznie pimpujesz swoje konto przez follow za follow i serduszko za serduszko coś da? Chyba tylko podniesie Twoje ego. Niestety, a raczej stety dużo ludzi z firm też należy do podobnych grup i widzi Twoje poczynania.
Druga sprawa… jeżeli pod zdjęciami, które nie są wcale interesujące masz po ponad tysiąc reakcji…. od razu śmierdzi sprawą do zastanowienia się… wtedy świadoma osoba znająca zakamarki IG wchodzi na Twoje zdjęcie i sprawdza, kto daje Ci lajka. Średnio wyjdzie jeśli połowa z zasięgu to osoby nacji najczęściej indyjskiej, chińskiej, czy arabskiej. WSTYDŹ SIĘ!




  1. Widać, że jesteś oszustem.

Dziwnym jest jeżeli na Twoim koncie są 2-10 zdjęć, które nie prezentują sobą nic szczególnego, o contencie nie wspominając, a Ty masz już kilka tysięcy obserwatorów… Kogo próbujesz oszukać? Firma może i skusi się liczbą... ale sprawdzając konwersję z Twojego profilu zobaczy, że zasięg, który generujesz jest SZTUCZNY.

  1. Miej odrobinę honoru.

Dobra rada. Jeżeli już uda Ci się coś ugrać, spełnij obowiązki do których się zobowiązałeś - wrzuć post z oznaczeniem, nagraj stories. Uwierz, że ludzie się ze soba kontaktują i robią czarną listę osób, które biorą i nie dają nic od siebie. Będzie Ci przykro gdy już coś na tym IG osiągniesz a nikt z Tobą nie będzie chciał współpracować… i za darmo umarło.

  1. Współpraca?

Trochę szacunku. Czasy się zmieniły. Kiedyś, gdy chciałeś podjąć współpracę z jakąś firmą, starałeś się, pisałeś wypracowanie, dlaczego akurat Ty, jakie masz zalety,co możesz wnieść od siebie. Aktualnie - nie ma nic bardziej frustrującego niż wiadomość lub e-mail o treści „współpraca?”. Noż kurna! Napisz przynajmniej jedno zdanie, wklej link do swoich SM…. litości...

6. Trochę lojalności

Jak przeglądam profile osób, które piszą z propozycję współpracy a co drugie zdjęcie pokazują coś co dostali za darmo, często od konkurencyjnych firm  - jaki jest w tym sens? Dla większości firm jesteś słupem ogłoszeniowym, a w mojej głowie - prostytutką...co ciekawe barterową prostytutką.


7. Uważaj jak piszesz.

Nie raz zdarzyła się sytuacja, że dostałam wiadomość w stylu „uwielbiam Wasze produkty”. Wszystko byłoby ok, czytasz, duma rośnie… a tu nagle widzisz w odbiorcach oprócz swojej marki dziesięć konkurencyjnych. Więc, jeśli już zamierzasz coś napisać, spróbuj zrobić to porządnie i zwróć się do każdego indywidualnie. :)

Świat influencerów schodzi totalnie na psy. Niestety wielka wina w tym firm, które pędząc za jak największymi zasięgami, rozdawały/rozdają komu popadnie produkty i przyzwyczajają/pokazują Kowalskiemu, że wystarczy wrzucić kilka zdjęć, zebrać kilka fejkowych lajków i może pisać o kolejny barterek. Szczerze mam nadzieję, że to się skończy szybciej niż się zaczęło i wróci normalność, skończą się wiadomości i pęd za darmoszką…

Peace and love.

Czytaj dalej

Mam smaka na naleśniaka - czyli jednoskładnikowe naleśniki bezglutenowe

Jednoskładnikowe naleśniki? Czy tak można? Można!


Naleśniki uwielbiają wszyscy. Na słodko, na słono, z dżemorem, owocami, pieczarkami, mięsem itd... Przynajmniej ja wciągnę wszystkie. ;) Jeżeli też tak masz, a nie chcesz dodawać mąki pszennej i cukru, zapraszam do wypróbowania przepisu, który od pewnego czasu króluje w naszym rankingu śniadaniowo-przekąskowym. :)

SKŁADNIKI:
- 1 szklanka ryżu
- 1 łyżka mąki ryżowej (lub innej bezglutenowej)
- szczypta soli
- woda

PRZYGOTOWANIE:
1. Ryż zalać dużą ilością wody i odstawić na noc.
2. Odcedzić ryż, zalać ponownie 1 szklanką wody i dodać szczyptę soli oraz łyżkę mąki.
3. Zblendować produkty na gładką masę (ważne, aby masa była jednolita, bez grudek - bez dobrego blendera ani rusz!)
4. Smażyć na dobrze rozgrzanej, naoliwionej patelni do zarumienienia po obydwu stronach.

Masa, którą stworzysz do robienia naleśników będzie bardzo rzadka. Jednak nie przejmuj się! Tak właśnie ma być! Prawdopodobnie kilka sztuk Ci się rozpadnie podczas smażenia. Najważniejsze nie tracić wiary. ;) Warto próbować bo są pyszne! A jak doskonale widać na załączonym poniżej zdjęciu, porozwalańce można ładnie udekorować owocami i stworzyć nieład artystyczny na talerzu. :D


Czytaj dalej

Piersi a odchudzanie - true story

Prawdziwa zmora większości kobiet chcących zgubić zbędne kilogramy, lub po prostu tych kochających aktywnosć. O czym mowa? O znikających piersiach. Czy da się schudnąć i zachować jędrny, pełny biust? Dlaczego Twoja koleżanka pomimo tego, że jest chuda jak patyczek ma większe piersi? Na te i inne pytania postaram się udzielić Ci odpowiedzi w poniższym wywodzie. Enjoy! 


Mały, duży, jędrny… o każdy biust należy dbać! Ale żebyś uświadomiła sobie, że Twoje piersi są wyjątkowe, najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie z czego są zbudowane i od czego zależy ich taki, a nie inny kształt i wielkość.

Źródło: www.urodaizdrowie.pl
Źródło: www.onkologia.org.pl


Co mama w genach dała…

Tak. Tak samo jak oczy, kształt nosa i ust, wielkość biustu odziedziczyłaś po przodkach. Przypatrz się mamie, czy babci - nie mają podobnej figury? :)

Co ponadto? Piersi są często uwarunkowane typem budowy ciała. Wyróżniamy trzy rodzaje budowy: endomorficzną, mezomorficzną i ektomorficzną. Oczywiście istnieją też inne teorie, ale pozostańmy na chwilę przy tym podziale.



Kobieta endomorficzka najczęściej ma figurę o kształcie jabłka. Jej twarz jest okrągła, nogi są stosunkowo krótkie, tłuszcz gromadzi się głównie na brzuchu, a piersi duże.

Mezomorficzki charakteryzują się figurą gruszką, owalną lub kwadratową twarzą, szerokimi biodrami, średniej wielkości piersiami o owalnym kształcie.

Ektomorficzki - kobiety o tej budowie mają zazwyczaj twarz w kształcie serca lub owalu, posągową figurę, tkankę tłuszczową rozmieszczoną na całym ciele, małe piersi.

Źródło: www.obcasy.pl
A teraz ciekawostka! Czy wiesz, że piersi to zmodyfikowane gruczoły potowe? Zmodyfikowane, ponieważ zamiast potu wytwarzają mleko. W środku naszych piersi znajduje się tkanka gruczołowa (płatki/zraziki, przewody mleczne i łącząco-podtrzymująca tkanka łączna). Tkanka ta kończy się brodawką. Wewnętrzną część chroni przed urazami tkanka tłuszczowa. 


To właśnie stosunek tkanki tłuszczowej i gruczołów stanowi o wielkość i kształcie biustu.


Wyróżniamy 4 typy budowy piersi:


  • gruczołowa
  • gruczołowo-tłuszczowa 
  • tłuszczowo-gruczołowa
  • tłuszczowa


Źródło: transformation-ifbb-girls.jpg
Im większa ilość tkanki tłuszczowej w piersiach, tym większa tendencja do ich zmniejszenia podczas odtłuszczania (odchodzania) organizmu. Panie, które pomimo utraty wagi mają nadal biust w tym samym rozmiarze są „posiadaczkami” piersi o budowie gruczołowej lub gruczołowo-tłuszczowej.

Więc co zrobić, żeby zawsze „szło w cycki”, a nie z nich schodziło? Muszę Cię zmartwić… Nie ma na to recepty. Wraz z mlekiem mamusi otrzymujemy ułożenie, jędrność, kształt i rozmiar piersi. Nie mamy wpływu na to, czy po ćwiczeniach nasze piersi zostaną w tym samym rozmiarze, lub co ciekawsze staną się większe.

Czy istnieją magiczne treningi na zwiększenie piersi?


Źródło: trimmedandtoned.tumblr.com
NIE. Dlaczego? Ponieważ ćwicząc klatę budujemy mięśnie, a one nie tworzą naszych piersi. Owszem, dzięki ćwiczeniom możemy je lekko wymodelować i ujędrnić (ćwiczenia poniżej). 

Gdyby istniały ćwiczenia na zwiększenie biustu, świat fitness i kulturystyki nie korzystałby z tak popularnych w tym środowisku operacji plastycznych. 

Sama odpowiedz sobie na pytanie: wolisz zachować piersi, czy mieć wysportowaną, fit sylwetkę? 
(oczywiście są szczęściary, które mają i jedno i drugie… szczerze zazdraszczam…). 


Pamiętaj, że nawet jeśli zmniejszą Ci się piersi, tłuszcz poleci także z boczków, ud i innych otłuszczonych partii.


Przykładowe ćwiczenia na ujędrnienie i podniesienie biustu




Na koniec jeszce kilka zdań odnośnie implantów. Uważam, że to osobista sprawa osób, ktore się na to decydują. Oczywiście każdy może mieć swoje zdanie w tym temacie, ale wytykanie innym tego, że zrobili coś ze swoim ciałem jest nie na miejscu. Jeśli masz środki, a nie podoba Ci się Twoje ciało - możesz je zmieniać wedle uznania. Nie hejtujmy, bo zazwyczaj te srogo nastawione koguty po prostu zazdroszczą. :) Dbajmy o swoje ciało i róbmy z nimi to, co uważamy za najlepsze dla nas. Nie porównujmy się do innych. Jesteś tylko TY.

Źródło: befaft31-300x2631.jpg


Wszystkie jesteśmy piękne. Każdy biust jest piękny!


AMEN! :*



Źródło: suwalbkt.blogspot.com

Czytaj dalej

Śmieciowe jedzenie - jak go uniknąć podczas dni w biegu?

Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek - praca, uczelnia. Zazwyczaj są to dni, w których w stałych godzinach wiesz, że jesteś poza domem. Przygotowane na wyjście z domu pudełeczka z jedzeniem i shaker z koktajlem czekają w lodówce na swoją kolej. Wszystko idzie pięknie i gładko dopóki nie nadejdzie weekendzik lub dzień, w którym plany ulegną zmianie (jak ja tego kurde nienawidzę!).


                                             Źródło: www.instagram.com/sucharcodzienny

I weź człowieku dostosuj się do nowej okoliczności, kiedy pudełek brak, bo nie pomyślałeś, zapomniałeś, nie zdążyłeś. A głód nie zna dnia ani godziny… Oj nie zna… I burczenie w brzuchu i skręcające się organy wewnętrzne układu trawiennego nie mają litości. Nie wiem jak Wy, ale ja wyznaję zasadę, lepiej zjeść cokolwiek, niż nie dostarczyć do organizmu żadnego pożywienia. Niestety ta zasada, zdrowa z przekonania, może wymusić zatrzymanie się w FastFoodzie lub zjedzenie czegoś równie niezdrowego. 

Można tego uniknąć. Można pomyśleć, przewidzieć i przygotować się na ten kryzysowy dzień stosując się do kilku zasad.



Zdrowa przekąska pod ręką

Jeśli już wiesz, że ten dzień będzie pracowity i nie starczy Ci czasu na myślenie o wyjściu na normalne jedzenie, dzień wcześniej przygotuj w domu kilka zdrowych przekąsek. Nie muszą to być wymyślne dania! Wrzuć do torby jabłko lub banana, wsyp w torebkę trochę orzechów i żurawiny, pokrój marchewkę lub seler naciowy. Przestań marudzić, że to niemożliwe… To szczyt lenistwa. Ja na przykład dodatkowo w pracy trzymam puszkę z zamiennikiem posiłku, który w kryzysowych sytuacjach i w dniu amnezji jedzeniowej pozwala mi dobrze wybrnąć z sytuacji bez potrzeby pójścia do sklepu po byle co nieco.

Śniadanie - posiłek święty

Kiedyś nie zwracałam na nie uwagi. Zjadłam to zjadłam, nie to nie. Jaki to był cholerny błąd. Zmądrzałam po długim czasie. Wiem, wstyd. Ale przecież lepiej późno niż wcale? Doszłam po nici do kłębka i już wiem, że omijanie pierwszego posiłku skazywało mnie na wieczorne obżarstwo. Teraz dorosłam, zmądrzałam. ;) Śniadanie jem zawsze max do 2h po przebudzeniu. To na prawdę działa. Jeśli nie wierzysz, spróbuj! Tylko nie używaj argumentów, że nie masz rano czasu, albo że nie jesteś głodny. 

Czas zawsze jest, zmień priorytety! 

Śniadanie jest MUST HAVE! Jeśli cierpisz na przypadłość drugiej wymówki - zjedz chociaż trochę, nawet jedną łyżeczkę „za mamusię”.

Woda, woda, woda

To zasada na każdy dzień, nie tylko ten w pośpiechu. Jeżeli odpowiednio nie nawadniasz organizmu, możesz odczuwać częstsze i szybsze zmęczenie oraz głód. A człowiek głodny, człowiek zły. Zły to i sfrustrowany i sięga po jakieś świństwo w folijce. Wniosek z tego taki - woda też dobra na głoda. Codziennie rano wkładaj do torebki butelkę wody. Podpowiem z doświadczenia, że jeśli 1,5 l butelka Cię przeraża, weź tę o mniejszej pojemności. 0,5 l wodę wypijesz szybciej niż Ci się wydaje, po czym sięgniesz po kolejną. Nie wiem w czym tu tkwi sekret, ale faktycznie więcej wody wypijam opróżniając mniejszą pojemnościowo butelkę… :)

Jeśli już musisz, wybierz lepiej niż gorzej

Każdego może jednak dopaść kryzys. To nie koniec świata! Obecnie w każdej restauracji, czy sklepie masz wybór! Moda na healthy plan by…hmmm… na zdrowe odżywianie sprawiła, że oprócz podwójnego cheesburgera możesz wziąć kurczaka w tortilli lub sałatkę. Wybieraj mniejsze zło!



Pamiętaj, że zawsze masz wybór i zawsze jest wyjście! Zawsze postępuj tak, żeby później nie chodzić przez kilka dni z wyrzutami sumienia! :) Życie ma być przyjemne… i ZDROWE! :)
Czytaj dalej

Bezglutenowy chlebek bananowy




Czytaj dalej

Piekielnie Twarda Sztuka – rachunek sumienia i podpisany pakt

Ile to już pozycji pojawiło się na rynku o zdrowym stylu życia? Pierdyliard. Bum na książki healthy zaczął się ok 2 lat temu. Co i raz na półkach księgarni można było zobaczyć nową okładkę z celebrytką „sportową”, która stała się guru zdrowego żywienia, treningu i motywacji. Szczerze? Jakoś mnie to nie przekonywało. Oczywiście, na wszystko trzeba spojrzeć obiektywnie, dotknąć, poczuć na własnej skórze. Ale nie… to mi nie pomogło.

Około miesiąca temu wpadła mi w ręce kolejna cegiełka. Do przeczytania zachęcił mnie już sam tytuł. Nie jakieś pitu pitu, ptaszki, mordeczki, tylko kurde PIEKIELNIE TWARDA SZTUKA. Nie potrzebowałam kolejnego miziania po główce, że wykroki, brzuszki i squaty wykonywane w domu (nie oznacza to, że mam w tym temacie negatywną opinię!) w połączeniu z jedzeniem ok. 1000 kcal dziennie zrobią ze mnie bóstwo chodzące lub czołgające się z wycieńczenia.


Źródło: https://www.facebook.com/ChristmasAbbottFanPage
Bierzesz to ręki wspomnianą książkę Christmas Abbott i widzisz konkretną babkę, wydziaraną, wyglądającą na taką, która wie co to znaczy dobry trening. Obok czytam - crossfit – lekko kontrowersyjna w moim mniemaniu filozofia sportowa. Tak. Takie combo mnie zaciekawiło. 



Co dalej? Na pierwszy rzut okiem na okładkę – odżywianie, trening, zgrabny tyłek. Przecież o tym jest wszędzie… Czy jest coś jeszcze, czego nie powiedzieli w Internetach? Ja jednak zaufałam tym mięśniom z okładki i przeszłam dalej, do krótkiej biografii. Christmas ewidentnie wie co pisze i co robi. 



Książka zaczyna się krótkim rozdziałem o życiu autorki. Tu nie ma nic z przypadku. Czytając widziałam w niej trochę siebie… Wcześniej kobicinka nie wierząca w siebie, zakompleksiona, nie akceptująca siebie po dostaniu się w szpony wojska doszła do ładu i składu.

Przyszedł czas na uświadomienie. Pierwsze rozdziały to garść informacji raczej dla początkujących kobiet, które trzeba jeszcze przekonać, że siła tkwi w odpowiednim połączeniu diety i treningów oraz o tym, że Twój wymarzony tyłek jest w zasięgu ręki, a cellulit wcale nie pojawia się na wieki wieków AMEN.

Od czego zacząć? Od SZOK- to mi się spodobało. J




Każdy rozdział jest wstępem do pełnego uświadomienia i zmotywowania czytelnika. Na co przyszła pora? Na podpisanie oświadczenia. I śmiać się, nie śmiać – to na serio pomaga.



Kolejny punkt – odżywianie. 

Czy Christmas odkryła coś nowego? Raczej nie. Proponuje dietę modułową, cegiełkową specjalnie przez nią dostosowaną do potrzeb kobiet. Dodatkowo podaje propozycję diety dla osób o różnych celach sylwetkowych – chcących zgubić zbędny tłuszcz, przebudować sylwetkę, nabrać masy mięśniowej.


Autorka pisze często o pośladkach. To obsesja większości kobiet. Bo kto by nie chciał fajnego jędrnego tyłka…

Ale bez treningu nie da się ogarnąć pupy jak „jabłuszko”. 

Tak więc dalej doświadczona w temacie Christmas przedstawia najbardziej efektywne ćwiczenia, które można wykonywać w domu i plany treningowe dla osób o różnym stopniu zaawansowania. Czy na serio działają? O tym trzeba się przekonać na własnej skórze. 



Ja miałam okazję zagłębić się w lekturę podczas podróży po Chinach, teraz czas na testowanie. Zgodnie z obietnicami Abbott, 21 dni może zdziałać cuda. A zachęciła do spróbowania niesamowicie. J

We will see… 



A na koniec wyniki konkursu z FB FitWoman! Książki wędrują do:





Czytaj dalej